no całkiem o Węgrze. W miarę, im bardziéj zbliżali się do następnéj stacyi, Julia coraz bardziéj nalegała, aby Adolf opuścił ich wagon; posunęła się natarczywie aż do niegrzeczności i zagroziła mu, że więcéj znać go nie chce, jeżeli nie uczyni zadość jéj żądaniu. Adolf zdecydował się wreszcie zadowolić ten kaprys i, skoro pociąg stanął na stacyi, wziął w rękę swój kuferék i począł się żegnać. Nie miał jednak wcale smutnéj miny, owszem na twarzy jego błąkał się ironiczny, tryumfujący uśmiech. Był pewny, że Julia sama go zatrzyma, ale ta nadzieja zawiodła go. Julia uczuła się swobodniejszą, gdy konduktor po jego wyjściu zamknął drzwiczki. Wychyliła się z okna i z uśmiechem żegnała stojącego na peronie. I teraz jeszcze nie tracił on fantazyi; pocieszał się bowiem tém, że Julia dla wyprobowania jego miłości skazała go na to chwilowo wygnanie, aby mu to potém wynagrodzić. Jeszcze więcéj upewniło go w tém mniemaniu, gdy Julia, kiwając mu głową na pożegnanie, rzekła:
— Ale pan przyjedziesz do wód, do nas?
— Jakto? pozwalasz pani? — pytał, niby drożąc się.
— A to pan sobie wyborny jesteś! A z kim-żebym walca tańczyła? Pan wiész, że mnie z nikim tak dobrze się nie walcuje, jak z panem.
— Skoro pani sobie tego życzysz...
— Tylko nie daj pan długo czekać na siebie. — No, do widzenia.
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.