Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

uczucie przemknęło, niby błyskawica, w tém spojrzeniu, ale trudno było odgadnąć, czy szyderstwo, czy oburzenie, czy może jakieś inne, serdeczniejsze uczucie.
— A, prawda! nie mówiłeś mi, co ci odpisał na twój list. Czy bardzo się cieszy z naszego przybycia.
— Nie wiem, bo nie dostałem żadnéj odpowiedzi.
— Żadnéj odpowiedzi? To jego może niéma tutaj, bo inaczéj był-by z pewnością odpisał.
— Bardzo być może.
— A to była-by ładna historya!
— To prawda, nie będzie miał kto wyszukać noclegu, nająć powozu.
— Nietylko, ale... — zatrzymała się chwilkę i była w kłopocie, co powiedziéć, gdy wtém rozległ się gwizd lokomotywy na znak, że pociąg zbliża się do stacyi. Julia wychyliła się mocno z wagonu, tak mocno, że aż matka przestraszona wstała, aby ją przytrzymać, i radziła jéj odsunąć się od okna, bo często zdarzają się wypadki... Julia nie słyszała wcale matki, mając oczy i uwagę zwróconą ku stacyi. Nagle zwróciła się do środka wagonu.
— Jest, jest! — zawołała z tryumfem i radością — i znowu wróciła do okna. Chciała piérwsza powitać Jana. Była ciekawą, co powié, gdy ją zobaczy, jakie wrażenie zrobi na nim ich przyjazd.
Ale Jan był dziwnie chłodny i sztywny. Przywitał się ze wszystkimi jednako, uprzejmie i krótko;