potliwém. Czas jakiś milczeli oboje. Julia czekała, co jéj powié; była pewną, że ma jéj wiele do powiedzenia; spodziewała się, że, korzystając z téj chwili samotności, niekrępowany niczyją obecnością, będzie jéj mówił o swojéj tęsknocie za nią, o miłości; że może będzie jéj robił jakie wyrzuty. Tymczasem, ku wielkiemu jéj zdziwieniu, Jan zaczął całkiem chłodno i spokojnie zapytywać ją o niektóre wspólne znajomości w Wiedniu; potém pytał, jaki lekarz radził jéj krajowe wody, jak długo myślą zabawić i tak daléj. Julia z początku odpowiadała mu na te pytania, uważając je za wstęp do serdeczniejszych wynurzeń, gdy jednak spostrzegła, że wyszukuje coraz to obojętniejsze przedmioty, ograniczała się krótkiemi odpowiedziami, w których tonie zdradzała się wewnętrzna irytacya i niecierpliwość; aż w końcu, nie mogąc zapanować nad sobą i nie pozwalając mu kończyć jakiegoś pytania, które jéj właśnie zadawał, odezwała się żywo, z wyrzutem:
— Dlaczego męczysz mnie pan i nudzisz takiemi pytaniami? Dlaczego bawisz się pan w naiwnego i udajesz, że nie wiész, poco wybrałam właśnie te kąpiele, a nie inne? Może pan chcesz, abym to sama powiedziała? Jeżeli o to panu idzie, to nie będę się zapierać. Tak, dowiedz się pan, że zrobiłam to dla ciebie. Pięknie mi się pan za to odpłacasz!
Mówiła głosem zadyszanym, na-pół z płaczem.
Jan nie wiedział, co odpowiedziéć na to wyraźne
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.