sztowniejszym, niż wszystkie bogactwa bankiera, i bała się o jego stratę.
— A więc moje niepokoje nie skończyły się jeszcze — mówiła ze smutkiem w głosie. — O, gdybyś ty wiedział, co ja wycierpiałam przez te kilkanaście godzin!
— Więc tak mało mi wierzysz? — spytał, tuląc ją do siebie.
— O, ja wierzę ci, i kiedy jestem przy tobie, czuję się szczęśliwą, spokojną; ale kiedy sama tu tak siedzę, jakieś okropne przeczucia trwożą mnie. Przychodzi mi wtedy do głowy, że cię więcéj nie zobaczę, że mi cię zabiorą gdzieś daleko, i koniecznie mi się zdaje, że przyjazd tych... tych twoich gości jakieś nieszczęście sprowadzi na nas. Cóż ja pomogę na to, że mi takie myśli przychodzą do głowy.
— To nie siedź w domu, idź do matki mojéj, tam się rozerwiesz trochę. Będziecie rozmawiać o naszéj wspólnéj przyszłości, układać plany.
— Właśnie wybierałam się do was. Matka twoja umié pocieszać i dodawać odwagi.
— Więc chodźmy do niéj.
I poszli do staruszki, a ta ich przyjęła z wesołym uśmiechem, od którego rozpogodziły się ich myśli.
Cały ten wieczór Jan pozostał już w towarzystwie matki i Amelii, i tak mu tu było dobrze, zacisznie, spokojnie, że uczuł niechęć do Nadermanów, iż swoim pobytem w mieście ukradną mu tyle chwil
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.