chowali się tutaj z Grünwaldem. Teraz schronienie stało się dla nich potrzebniejszém, niż kiedykolwiek. Policya bowiem, po odkryciu, jakie zrobiła w mieszkaniu córki Grünwalda, poszukiwała jego i wspólnika z wielką gorliwością. Jakkolwiek umieli zmieniać się do niepoznania, wszelkie takie przemiany na krótki tylko czas im wystarczały; nigdzie dłużéj zatrzymać się nie mogli, bo policya baczne oko zwracała na wszelkie osoby, które nie mogły dostatecznie usprawiedliwić swojego utrzymania i pochodzenia. Uciekali więc z miejsca na miejsce pod różnemi postaciami i nazwiskami, aż wreszcie musieli tutaj szukać schronienia. Czasami tylko na kilka dni wydalał się jeden lub drugi dla zaopatrzenia się w żywność i zebrania wiadomości, które ich obchodziły. Obecnie wypadła kolej na Nuchema. Grünwald niecierpliwie oczekiwał jego powrotu. To téż gdy, wszedłszy w podziemia, dał hasło, stary żyd coprędzéj zerwał się z legowiska, urządzonego w najsuchszém miejscu pieczary, i poszedł naprzeciw niemu.
— No, cóż? — spytał zbliżającego się ku niemu Nuchema — jakież nowiny? mów.
— Ny, jakie mają być nowiny, złe. Żandarmi polują na nas wszędzie, jak na wściekłe psy; ogłaszają po wsiach nagrodę za złapanie nas. Pomimo przebrania, o mało, że mnie chłopi nie capnęli. Dłużéj tu utrzymać się nam niepodobna. Tak przecież
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.