Zdrojowiska, do których udała się rodzina bankiera, były tego roku bardzo mało ożywione. Osób wprawdzie znajdowało się dosyć, ale nie było nikogo, co-by je związał w towarzystwo dla przyjemności i zabawy. Każda familijka chodziła osobnikiem, na spacerach nigdy więcéj nad cztery osoby nie można było spotkać razem. Wszystko to krążyło koło siebie, obserwowało się z ukosa, obmawiało po cichu, a przytém nudziło się okropnie. Każdy narzekał na brak towarzyskiego życia, a każdy usuwał się od niego. W pogodę jeszcze spacery jako tako wypełniały czas; chodzono po lesie, po polach, po deptaku, a każde gronko swoją ścieżką, niby mrówki, unikając starannie spotkania się z kimkolwiek. Resztę dnia zapełniało picie wód, kilkakrotne przebieranie się i pobyt w restauracyi. Ale w słotę, kiedy to drobny kapuśniaczek rozdeszczył się na dobre, rozmoczył najtwardsze chodniki, że niepodobna było prawie
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.
XII.