Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

fitur i ciastka przy łóżku, aby biedaczek miał się czém posilić w nocy, ucałowali go na dobranoc i odeszli.
Po ich odejściu zniknął z twarzy Jana wyraz zadowolenia i radości, jaką okazywał wobec rodziców; westchnął głęboko, jakby to przymuszenie się do wesołości zmęczyło go; oczy, jaśniejące przed chwilą uśmiechem, zasępiły się, zmatowały i rysy twarzy przeciągnęły smutkiem. Spojrzał po białych ścianach pokoju, przesunął ręką po czole i oczach, jakby chciał sobie przypomniéć, gdzie się znajduje, i westchnął znowu. Potém uśmiechnął się cierpko i rzekł:
— Wszak sam chciałem tego? Dobrowolnie skazałem się na to wygnanie. Gdybym był chciał, mógł-bym dziś w wieczór być tam, widziéć ją. Nie; nie — zawołał nagle, zrywając się, i zaczął chodzić żywo po pokoju — dobrze się stało, że wyjechałem.
Niespokojne myśli pędziły go; pokój wydawał mu się za duszny, otworzył okno i stanął przy niém, chłodząc się nocném powietrzem.
Okno wychodziło na dziedziniec klasztorny, na którego środku pomiędzy czterema kasztanami stała studnia z kołem. Po jednéj stronie dziedzińca było mieszkanie proboszcza z sadem, w którym bielały kwiaty na drzewach i roznosiły woń w powietrzu; po drugiéj wznosiły się ciemne, poważne mury kościoła i widać było furtę klasztorną, obok niéj