Adolf, pomimo wiary w swoję urodę i elegancyą, która robiła go zarozumiałym i próżnym aż do głupoty, zaczął poznawać, że odgrywa bardzo śmieszną rolę, i postępowanie Julii znajdował bardzo niewłaściwém. To téż, kiedy raz pokazała się rano na spacerze koło źródła sama z Janem pod rękę, Adolf, zgorszony tém, ośmielił się przy sposobności, kiedy na chwilę znalazł się z nią sam-na-sam, zrobić jéj uwagę, że się kompromituje, afiszując się z byle kim wobec ludzi.
Julia spojrzała na niego tak piorunującym wzrokiem, że aż zmieszał się.
— Kto panu dał prawo robić mi takie uwagi? — spytała groźnie.
— Przepraszam panią, że śmiałem; niech się pani nie gniewa, ale życzliwość, długa znajomość...
— Ta długa znajomość może się krótko skończyć, jeżeli pan ośmieli się powtórzyć mi jeszcze kiedy coś podobnego.
— Ależ, pani, to nie jest tylko moja uwaga; wszyscy są tém zdziwieni, zgorszeni. Zaledwie z narzeczonym uszło-by coś podobnego.
— To pan powiedz wszystkim, że to mój narzeczony, żeby się już przestali gorszyć i dziwić.
— On pani narzeczony? — spytał Adolf i uśmiechnął się lekceważąco. — W to przecież trudno uwierzyć.
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.