Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

niu, nie był wcale w usposobieniu do śmiania się, to jednak rozśmieszyć go musiało, że jego właśnie obrał sobie na pośrednika do starania się o rękę Julii. Była to dość komiczna sytuacya, któréj Jan nie starał się zmienić żadném wyjaśnieniem. Wydawało mu się to niepotrzebném, bo był pewny, że zachowanie się Julii objaśni barona dostatecznie, jak nieszczęśliwie trafił. Dość bowiem było raz widziéć ich oboje razem, aby poznać stosunek, jaki zachodził pomiędzy nimi. Aby jednak to poznać, trzeba było widziéć, a baron miał tak krótki wzrok, że nie sięgał nim po-za granice własnego nosa, i często mu się zdarzało, że, wchodząc do jakiego domu, witał z uszanowaniem pokojówkę, zamiast gospodynią, albo, chcąc pocałować pannę w rękę, całował rękę swego rywala, szkiełek zaś używać nie lubiał, bo raz jedna z dam powiedziała, iż mu z tém nie do twarzy.
Nic więc dziwnego, że nie widział nic z tego, co się koło niego działo i, będąc w towarzystwie Julii, wszystko, co się odnosiło do Jana, brał wprost do siebie. Jeżeli naprzykład Julia robiła Janowi wymówki za spóźnione przyjście, baron z całą naiwnością tłómaczył się przed nią, że był-by daleko wcześniéj przyszedł, gdyby nie pewne przeszkody, o których mówić mu nie wypada. Kiedy na spacerze Julia życzyła sobie, aby jéj podano ramię i zwracała się z tém do Jana, baronek co tchu przybiegał i, podnosząc na palcach swoję małą figurkę, ofiaro-