Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

i Leona, idących w kierunku domu Nadermanów. Widział potém, że weszli do sieni. Zatrzymał się czas jakiś na ulicy, czekając, aż wyjdą. Miał ochotę przyłączyć się do nich i przepędzić wieczór w ich towarzystwie, bądź to w restauracyi, lub w domu. Ale choć stał i czekał blizko pół godziny, ani baron, ani Leon nie wyszli.
To go zastanowiło. A więc innych przyjęto, tylko jego nie. Była to niespodzianka, którą napróżno silił się wytłómaczyć sobie. Zaintrygowany tém wszystkiém, nie poszedł już do domu, ale wrócił przed mieszkanie bankiera i, zakryty cieniem alei lipowéj, obserwował je uważnie.
Wszystkie okna były oświecone; w jedném, otwartém, widział na żółtawém tle światła czarną sylwetkę Julii, giestykulującą żywo rękoma, a obok niéj Adolfa. Głos ich dochodził do uszu jego. Byli widocznie zajęci żywą rozmową. Parę razy Adolf brał rękę Julii i przyciskał do ust swoich, jakby ją prosił, lub przepraszał, i zapewne zgodziła się, bo podała mu rękę i pociągnęła za sobą w głąb’ pokoju.
Jan oczom własnym z trudnością wierzył; tak nagłą i niespodzianą była ta zmiana położenia, że nie miał czasu jeszcze oswoić się z nią, tém bardziéj, że jéj całkiem nie rozumiał. Śmiech go litośny brał, kiedy pomyślał sobie, że jak włóczęga jaki wałęsał się wśród ciemności koło domu, gdzie niedawno, bo wczoraj jeszcze, tak gościnnie i serdecznie go przyj-