Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.

To téż ledwie kadryl się ukończył, pospieszył co prędzéj w stronę, gdzie baron odprowadzał Julią. Zastanowiło go to trochę, że, kiedy się zbliżał w to miejsce, matka Julii, która tam siedziała, spostrzegłszy go, zrobiła bardzo sztywną minę i odwróciła się w inną stronę. Nie miał jednak czasu długo myśléć o tém, bo właśnie baron, ukłoniwszy się, odszedł i Julia była samą. Korzystając z tego, prędko zbliżył się do niéj i z uśmiechem rzekł:
— Dobry wieczór. Przypominam pani, że tańczymy piérwszego mazura.
— My? — spytała wyniośle, mierząc go dumném, chłodném spojrzeniem i nie przyjmując ręki, którą jéj podawał na powitanie. — Musiałeś się pan pomylić, bo ja tańczę tego mazura z panem Adolfem.
Odwróciła się od niego, dając mu tém poznać dość wyraźnie, że uważała tę rozmowę za skończoną i rzekła do matki:
— Mamo, może przejdziemy się po sali.
Wzięła ją pod rękę i poszły, nie raczywszy nawet spojrzéć na Jana. On stał, cały jakby w ogniu, wzburzony i nieprzytomny. Pulsa jak młoty uderzały w nim, i czuł okropny chaos, zamęt w głowie. Najsprzeczniejsze uczucia, zdziwienia, oburzenia, upokorzenia, wściekłości, żalu i rozpaczy, zerwały się gwałtownie, szalone i, uderzywszy na mózg, sprawiły tam ból niesłychany. W oczach aż pociemniało, a cała sala balowa z tłumem, który ją zapełniał,