Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

liczka rozległ się po sali i równocześnie dał się słyszéć gromki głos Jana:
— Kłamiesz!
Zrobiło się zamieszanie na sali, zgiełk, wrzawa. Jedni przez drugich tłoczyli się, aby się dowiedziéć, o co chodzi. Zbliżył się inspektor policyi i w grzecznych, ale dobitnych wyrazach, poprosił sprawców zamieszania, aby wyszli z sali. Rozkaz jego szczególniej był zwrócony do Jana, którego wyzywająca postawa kazała się domyślać, że on był główną przyczyną. To téż nie namyślał się długo. Nie miał co robić tu, gdzie się bawiono. Zabawa była ironią dla niego w téj chwili. Zresztą nie ustępował pokonany; napiętnował oszczercę, jak na to zasługiwał, miał więc już niejakie zadosyć uczynienie. Teraz na Adolfa następowała koléj pomścić się obrazy, jaka go spotkała publicznie. Jan był najpewniejszym, że się tu bez pojedynku nie obejdzie, i z radością prawie oczekiwał tego.
Ale, ku wielkiemu zdumieniu jego, nikt ze strony Adolfa nie pokazał się u niego. Przyszedł tylko Leon i aptekarz odwiedzić go i pogadać o wczorajszém zdarzeniu, które ogromnie poruszyło wszystkich. Objaśniano sobie po wszystkich domach ten wypadek w najrozmaitszy sposób; im kto mniéj wiedział, tém więcéj dodawał, i urosły ztąd najpotworniejsze plotki. Aptekarz i Leon przyszli do Jana, jako do najwiarogodniejszego źródła, bo zni-