Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/326

Ta strona została uwierzytelniona.

Trudniéj mi było wytłómaczyć się w śledztwie, na co użyłem tych pieniędzy, lub gdzie je przechowałem. W mieszkaniu mojém ich nie znaleziono, w karty nie grywałem, wiedziano, że żyłem skromnie, było więc zagadką, gdzie zaprzepaściłem te pieniądze. Mogłem pociągnąć do odpowiedzialności właściwego winowajcę, ale nie miałem najmniejszego dowodu na poparcie mego oskarżenia, nic, prócz słów, które w oczach sądu nie miały żadnéj wagi, bo wychodziły z ust człowieka, który sam stał pod zarzutem zbrodni, a więc nie zasługiwał na wiarę. Nie mogłem więc bronić się kosztem jego i wolałem powiedziéć, że pieniądze te przegrałem na giełdzie. Ale, gdy mi kazano udawadniać, wykazać, kiedy grałem, na jakie papiery, za czyjém pośrednictwem, plątałem się w odpowiedziach i nie umiałem się wytłómaczyć. Popadłem w podejrzenie, że ukryłem te pieniądze. Zarzut ten był daleko cięższy od tego, do którego się sam przyznałem, bo obwiniał mię już nietylko o lekkomyślne przetrwonienie cudzego grosza, ale o wyrafinowaną zbrodnią. I ten zarzut musiałem przyjąć, jako konsekwencyą czynu, do którego się przyznałem. Nazwiska tego, który był rzeczywistym sprawcą, nie wspomniałem ani razu w ciągu całego procesu. Miałem nadzieję, że on sam, tknięty wyrzutami sumienia, nie pozwoli, abym cierpiał za niego. Ale on milczał. Osądzono mnie tedy i skazano na trzy lata więzie-