— A jeżeli mnie nie przyjmą? Ja tam nie będę śmiała pokazać oczu.
— Mówiłem ci, że stary Leszczyc odsiadywał także kryminał.
— A więc to prawda?
— Siedziałem z nim razem.
— I syn wié o tém?
— Co-by nie miał wiedziéć. Jeżeli nie wiedział przedtém, to się teraz dowiedział, bo o tém mówią już wszyscy. Stary Leszczyc stracił miejsce przez to, a syn leży bardzo chory?
— Jan chory? Co mu jest?
— Nie wiem dobrze. Nie mogłem się dowiedziéć. Tyle tylko zasłyszałem w aptece, że chory.
— Więc jedźmy, jedźmy jak najprędzéj, ojcze! on może będzie potrzebował mojéj pomocy; matka jego już stara, nie ma sił, będę jéj pomagała pielęgnować go. Dlaczego mi tego wcześniéj nie powiedziałeś? Mogliśmy przecie jeszcze wczoraj ztąd wyjechać.
Mówiła to w przerwach, ubierając się z pośpiechem. Tak była zajęta teraz tą jedną myślą, aby być jak najprędzéj przy chorym, że nie zwracała wcale uwagi na to, iż suknie, w które się ubrała, były nie te same, w których tu przyszła. Dopiéro na drodze, kiedy już ujechali mil kilka i dzień się zaczął robić, spostrzegła ten dowód troskliwości swego ojca i przypomniała sobie o nim.
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/340
Ta strona została uwierzytelniona.