Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/342

Ta strona została uwierzytelniona.

dziestu tak żyję, i zdaje mi się, że nie umiał-bym żyć inaczéj. Nie wyobrażam sobie, czy-bym mógł kiedy zasmakować w życiu domowém, spokojném. To już taka natura moja. Wilk ucieka do lasu, a pies do budy.
Rozmowę tę prowadzili w żydowskim szwargocie, aby ich nie rozumiał furman. Amelia pamiętała ten język z dziecinnych lat, i ojciec, choć czysto mówił po polsku, chętniéj wolał zawsze rozmawiać z nią tym językiem z przyzwyczajenia i nieraz z potrzeby.
Kiedy dojechali do miejsca, zkąd widać było białe wieże klasztoru i różnobarwne dachy miasteczka, Amelia już myślą i oczyma zatopiła się w tamtę stronę. Grünwald nie probował nawet rozgadać ją, widział jéj roztargnienie i niepokój, i wiedział, co to znaczy. Dusza jéj już nie była przy nim. Czas mu było pożegnać się z córką, zwłaszcza, że nie chciał pokazywać się blizko miasta z nią razem. Kazał więc woźnicy zatrzymać się.
— Co to jest? — spytała Amelia.
— Tu się rozstać musimy — rzekł stłumionym głosem. — Słuchaj, tobie może się to przyda, oni biedni teraz.
Tu wsunął jéj pugiłares w rękę.
Amelia popatrzała mu bystro w oczy.
— To ludzkie, nie twoje; prawda?