— A to co jest? — spytał Jan, wskazując na oknie kilka kwiatów w wazonach, nakrytych kolorowemi, szklanemi dzwonami.
— To próba. Musiałeś pan zapewne czytać o wpływie kolorów na rozwój istot organicznych. Otóż chciał-bym wyprobować, o ile ta teorya jest prawdziwą. Dotąd najsilniéj objawia się działanie koloru fioletowego; czekam na rezultaty innych kolorów, a wtedy dopiéro będzie można wysnuć jakieś wnioski pewniejsze. Ot, bawię się, jak mogę, i zabijam czas — dodał z wesołym uśmiechem. — Jeżeli pan lubisz tego rodzaju rozrywki, to zapraszam pana do siebie, będziemy się wspólnie bawili. Pan, jako chemik, będziesz mi mógł coś nowego pokazać. Kuchnia moja chemiczna dość dobrze zaopatrzona. Będziemy smażyć, pitrasić, gotować, a może nam się uda jakie ważne odkrycie, jaki wynalazek, choćby niezawodny środek na porost włosów dla naszego pocztmistrza. Prawda, panie Leszczyc — zapytał, zwracając się do starego Leszczyca, który towarzyszył mu w téj wędrówce po pokojach i słuchał ich rozmowy z uwagą, choć wiele z tego prawie nie rozumiał — prawda, panie Leszczyc, to-by był wynalazek, który-by nas unieśmiertelnił?
— Ej, już to pan aptekarz zawsze figlarz, żartuje choćby z siebie samego.
— To najlepszy sposób, aby drudzy z nas nie drwili. Naprzykład pański syn miał może ochotę
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.