Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo.
— To niéma co zwlekać, zrobimy zaręczyny. Daj mu ten błyszczący pierścionek — i poczęła ściągać z palca Amelii piękny pierścionek ze szmaragdem, oprawnym w brylanty, i podała go synowi. Potém zaczęła męczyć się nad zdjęciem ze swego palca jakiegoś starego pierścionka z Matką Bozką, i, kiedy to jéj w końcu się udało, włożyła go Amelii na palec, mówiąc:
— Wybaczcie, piękna księżniczko, że tak ubożuchny pierścionek mój syn ci ofiaruje. Nie świecą w nim brylanty, ani drogie kamienie, ale świeci w nim błogosławieństwo Boże i miłość. Ten pierścionek przez trzy pokolenia już towarzyszy szczęśliwym małżeństwom. Obyście i wy tak byli szczęśliwi. Dlaczego nie podajecie sobie rąk? Janie, podaj jéj pierwszy; wszak ty mężczyzna, bądź-że śmielszy, choć to księżniczka, tyś jéj wart. No, podaj jéj rękę.
Jan wyciągnął nieśmiało rękę ku Amelii, która mu także podała swoję.
— A teraz — ciągnęła daléj chora — przysięgnijcie sobie, że się do śmierci kochać będziecie. No, cóż? dlaczegoż milczycie?
Amelia piérwsza odezwała się głosem pełnym, dźwięcznym: przysięgam, a potém zniżonym głosem szepnęła Janowi: nie drażnij pan choréj uporem. Jan machinalnie powtórzył za nią: przysięgam.
Jakkolwiek robili to wszystko dla uspokojenia