się on do charakterystyki czasu. Byłem wówczas w klasie 3 w tém samém liceum św. Anny, a mieszkałem u prof. Trzaskowskiego, który udzielał w klasie 8 polszczyzny. Z ciekawości przezierałem niekiedy elaboraty ósmoklasistów, a gdym napotkał ów poemat Bałuckiego, taka cześć się obudziła we mnie dla niego, żem mu się odtąd niżéj kłaniał, niż wszystkim profesorom, co téż znaczniejsza część moich kolegów czyniła, dowiedziawszy się, że to: poeta. Taką to dla nas świętością była poezya. Nie dziw, że my bałwochwalcy poezyi, stworzyliśmy tragedyą 1863 roku.
Z tego znakomitego matematyka studenta, z owego zapowiedzianego teologa, wyrósł autor, którego jedni może przeceniają, inni potępić radzi; autor szeroko rozparty w literaturze, a tém szczególniéj interesujący krytyka, że w nim zwarło się, skrystalizowało, czy skamieniało to wszystko, co było wyrobem ducha w czasach przedstyczniowych, co było wytworem fermentu i mesyanicznych uniesień i rewolucyjnych wichrów. Bałucki, jak ów młodzieniec w baladzie Mickiewicza, na pół skamieniały, a nie wiadomo, czy stłukłby zwierciadło, czy je pocałował, gdyby go Twardowski z zaklęcia chciał
Strona:Michał Bałucki. Szkic literacki.djvu/06
Ta strona została uwierzytelniona.