wyzwolić. W téj skamieniałości przedstyczniowych prądów jego urok i dysonans, jego zalety i wady, cnoty i wielkie grzechy.
Nie skończyła się jego twórczość, nie gaśnie talent, krytyka wyroku wydać nie może i nie powinna; na wyczerpującą o Bałuckim pracę jeszcze za wcześnie, ale przed sąd pociągać należy autora, a dzieła jego powołać na świadków i zacząć rozprawę sądową. Oskarżyciel i obrońca przemawiać już mogą; byle sumiennie; w najlepszéj wierze spisano to, co oni powiedzą, a pewnie autor téj miary wysłucha spokojnie obu głosów i będzie mu przyjemniéj usłyszeć zdanie z przekonania płynące, niż banalne panegiryki bractwa wzajemnéj admiracyi. Przedewszystkiém atoli niech przemówi podsądny[1].
„W roku, 1837 dnia 29 września przytrafił mi się fatalny wypadek, że się urodziłem, a mianowicie w Krakowie przy ulicy Floryanskiéj w kamienicy „pod
- ↑ Na prośbę moją, by mi podał niektóre szczegóły o sobie, bym mógł z nich korzystać w artykule literackim, napisał Bałucki to, co tu przytaczam. Nie chciałem amputacyą popsuć téj notatki autobiograficznéj, więc podaję ją w całości. Odbija się w niéj, jak w zwierciadle, pogodna dusza autora. (Przyp. autora.)