Strona:Michał Bałucki. Szkic literacki.djvu/09

Ta strona została uwierzytelniona.

Ponieważ nic mądrego nie umiałem napisać na ten temat prozą, przeto spróbowałem powiedzieć to samo wierszem, który pasował mnie na poetę. Wiersz ten był zarazem rodzajem paszportu, który mi ułatwił prześlizgnięcie się tanim kosztem przez egzamin dojrzałości na uniwersytet. Palnąłem z téj okazyi taką mowę pożegnalną w amfiteatrze nowodworskim, że jeden z kolegów, wzruszony nią, wyprawił nam wspaniałą ucztę pożegnalną, na któréj podchmieliwszy sobie, obiecywaliśmy sobie zostać wielkimi ludźmi i zachować przyjaźń aż do śmierci... Było to w roku 1857.
W tym roku wstąpiłem na uniwersytet krakowski, a mianowicie na wydział matematyczno-fizyczny, że jednak wykłady fizyki przyprawiały mnie o senność, a na lekcyi matematyki tłómaczyć wolałem Hajnego, przeto zaraz w następnym roku przeniosłem się na wydział historyczno-literacki, na którym z małym pożytkiem dla siebie przesiedziałem lat parę, zajmując się w chwilach wolnych od próżnowania czytaniem i pisaniem wierszy. — W tym czasie, t. j, w roku 1859 trafiło mi się w zastępstwie jednego kolegi towarzyszyć choremu szwagrowi Kraszewskiego do Meranu i zobaczyć przy téj