Strona:Michał Bałucki - Bez chaty.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

I klną pieśniarza, co im sen mąci,
Inni w kościołach krzyżem upadli
Czekają cudu — a gdy ich trąci
W zmęczone piersi piosnka ze stali —
To krzyczą „nie czas, nie czas!“ zwątpiali,
I herbownicy plując w sufity,
Brzydzą się mściwym mieczem Judyty,
Każdą chęć czynu chrzczą mianem zdrady.
Podli! niech gniją w bagnach jak gady!

Ale wy młodzi z orlemi pióry,
Z myślą, co pragnie, z duszą, co płonie,
Dla was pieśń moja na Tatrów tronie,
W wieńcu piorunów i w czarne chmury
Ubrana. Dusza bólem zmęczona
Niezna spokoju Spirydiona,
I znać go niechce — i walki chciwa:
Rzuca modlitwy — topór porywa.
Bóg mnie piorunem nie przeklnie za to —
O! witaj, witaj rodzinno chato!