Ta strona została uwierzytelniona.
(Chata — obłąkana matka wybiega z chaty i siada pod jaworem.)
MATKA.
Tak, tak — tu mi lepiéj z tobą Stachu,
(tuli się do jaworu.)
Tam okropnie w chacie — tam id strachu
Uschłam cała — w kącie przytulona
Patrzałam się na niego jak kona;
Strasznie kona — gad mu ciało toczy,
Pianą ośliniony — z bólu oczy
Białkiem w górę wywrócił — i trzy dni
Kona, kona i skonać nie może.
Może dzisiaj skona — trupa synku
Wyrzucimy — i wejdziesz do chaty,
Ja świąteczne z skrzyni wyjmę szaty,
Włos uczeszę — ogień na kominku
Wielki zrobię — wieczerzę bogatą
Dam i będą gody — cóż ty na to?
Ty nie gadasz nic do twéj matuli?