Strona:Michał Bałucki - Bez chaty.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Żeby niemieć nad sobą nikogo,
Coby karcił moją dziką wolę.
Pan-Bóg widział grzéch i skarał srodze,
Ja-bym teraz Jonku rad tatusia
Choć szpilkami grzebał z mogilnika,
I za stołem posadził w chateńce,
I mył nogi i całował ręce!

(płacze.)

Dzisiaj znowu przyśnił mi się w trumnie:
Leżał w chacie, z któréj mnie wygnano,
Żółtą podniósł twarz i patrzał ku mnie,
I rzekł, grożąc ręką spracowaną:
— Iżeś ojcu stawiał głowę hardo —
To cię ludzie oplują pogardą,
Łez niemiałeś na moim pogrzebie,
Więc je wypłacz o żebranym chlebie!
Jonku, Jonku, ja widziałem we śnie,
Jak przekleństwo tłukło się boleśnie
O zamknięte niebiosów podwoje,
Aże chmury rozbiło na dwoje,