Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/116

Ta strona została przepisana.

stową chusteczkę do oczów) — i może on o sobie tam.... gdzieś (umyślnie zdaje się nie chciał określić tego dokładniej ze względu zapewne na liberalny sposób myślenia kuzyna) powiedzieć sobie: non omni moriar — bo pamięć jego żyć będzie w nas! bo życie jego będzie nam przykładem, który naśladować będzie naszem gorącem pragnieniem, abyśmy drogiemu naszemu kuzynowi choć w części wynagrodzić mogli tę stratę, jaką ponosi w tej chwili!
Upojony dźwiękiem słów własnych, zstąpił kuzynek Adolf ze swego wzniesienia jakby tryumfator między słuchaczów, odbierając od nich dziękczynne uściśnienia rąk i szepty pochwalne.
Jeden Maniakowski nic mu nie powiedział, nie dziękował, nie poruszył się nawet. Stał jak wzrosły do ziemi, zapatrzony w trumnę i przygryzał tylko wargi, jakby się wstrzymywał od płaczu, czy też wybuchu innego uczucia.
Gdy trumnę spuszczano do grobu i dał się słyszeć łoskot rzucanej na wieko ziemi, hrabinie Hortensyi tak się słabo zrobiło, że była bliska zemdlenia i dwóch lokajów odprowadzić ją musiało do pałacu.
—Biedaczka ogromnie uczuła twoją stratę kuzynie! — odezwał się kuzynek Adolf, chcąc zwrócić uwagę Maniakowskiego na ten objaw czułości ze strony hrabiny Hortensyi.
Maniakowski zdawał się nie słyszeć tego, stał ciągle nad grobem zamyślony, wiercąc laską