Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/121

Ta strona została przepisana.

zawołała, wpadając prosto na Maniakowskiego i wywijając mu koło twarzy ręką uzbrojoną w książkę do nabożeństwa. — To jest nikczemnie, szkaradnie, nieuczciwie! — wołała zadyszanym głosem, nie mogąc sobie dobrać dosyć dosadnego wyrażenia na wypowiedzenie swego oburzenia.
— Co takiego? — spytał zimno Maniakowski, patrząc w jej oczy śmiało i spokojnie.
— Otóż panie, my wiemy wszystko! — odezwało się naraz kilka głosów.
— Wiemy — zawołał kuzynek Adolf, stając w wyzywającej pozie przed Maniakowskim — Wiemy, jak niegodnie pan nas podszedłeś, oszukałeś!
— Nie, to wyście mnie oszukiwali, a raczej chcieliście mnie oszukać. Ja powiedziałem szczerą prawdę, nazywając go moim przyjacielem, bo nim był rzeczywiście, więcej niż wy wszyscy, którzy tak pięknie umiecie mówić o przyjaźni.
— Kazałeś nam pan łzy ronić nad jego grobem I — zawołała z boleścią hrabina Hortensya.
— Przepraszam, świadczę się tym panem- tu wskazał na mnie — że łzy były dobrowolne“.
— I ja modliłam się za jego duszę! Boże! Co na to powie ojciec Gaudenty — wykrzyknęła znowu hrabina i padła na pół zemdlona na