Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/132

Ta strona została przepisana.

— Lubi muzykę, więc chodzi — tłumaczyła się Lucynka. — Przecież i sędzia chodzi także, a Kasi nie przyszło na myśl posądzać go o żadne zamiary.
— E, to co innego — odpowiadała Kasia — sędzia stary i łysy, to go nikt o to nie posądzi, zresztą nie ma w domu nic lepszego do roboty, to nie dziwota, że mu się chce rozrywki; ale ten młody mógłby się przecież gdzieindziej zabawić, bo mało to rozrywek mają młodzi panowie po kawiarniach, tyjatrach, nie żeby tu. rzępolił naszemu panu na skrzypcach. A jeżeli to robi, przecież nie dla kogo innego, tylko dla panienki. Toby ślepy namacał.
Lucynka z początku żartowała z tych domysłów staruszki, nie przywiązując do nich żadnych wagi, gdy jednak codzień słyszała coś w tym guście, gdy Kasia znosiła jej coraz to różne swoje spostrzeżenia, mające niby dowodzić miłości pana doktora, (bo tak go już nazywała), gdy on sam coraz częstsze mi wizytami zdawał się potwierdzać niejako domysły Kasi, a nareszcie gdy raz na imieniny przysłał Luci bukiet i nuty własną ręką przepisane, i ona w końcu musiała powiedzieć sobie w głębi duszy: a może i też , i odtąd innemi już oczyma zaczęła patrzeć na pana Hipolita, już przyjście jego nie było jej teraz obojętnem, wyczekiwała go z niecierpliwością i wzruszeniem, stąpanie jego na schodach przyspieszało bicie