cego egzamin i Pana Boga i Pana Jezusa i Matki Boskiej i wszystkich ważniejszych świętych.A kiedy te kilka godzin, które dla nich wydawały się strasznie długie, bo je liczyły przyśpieszonemi uderzeniami serca, przeszły nareszcie, z natężoną uwagą — nasłuchiwały i z zapartym oddechem w piersiach wyczekiwały powrotu pana Hipolita. Każdy szmer na schodach, każde stuknięcie ruszyło je z siedzenia, bo zdawało im się, że już idzie; Kasia kilka razy wyglądała do sieni zobaczyć, czy to nie on; ale nie. Przechodziła szwaczka z trzeciego piętra, wracająca od roboty, służąca z wodą, inna służąca na strych wieszać bieliznę, wreszcie i sam Gileczek powrócił do domu, a pana Hipolita jak nie widać tak nie widać! Śmiertelna trwoga zaczęła ogarniać obie niewiasty, z powodu tego spóźnionego powrotu; nie śmiały głośno przed sobą wypowiadać swoich domysłów; ale z jednej i drugiej przychodziło na myśl, że to nic innego, tylko musiał mu się nie powieść ów egzamin i dla tego się nie pokazał. Kiedy latarnie już zaczęto zapalać na ulicach, domysły te zmieniły się w pewność i Kasia pierwsza odważyła się głośno powiedzieć.
— Pewnikiem, jak amen w pacierzu, te heretyki profesory uwzięli się na niego, żeby nie zdał tego egzaminu.
— Ale dla czego nie przyszedł — narzekała Lucynka.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/144
Ta strona została przepisana.