brze, uścisnął jej rękę z wdzięcznością i pobiegł w miasto.
Spieszno mu było do nadobnej wdówki, bo chciał co prędzej wytłumaczyć się z pomyłki, której stał się ofiarą, a do której ona przyczyniła się w części swojem postępowaniem. Nie myślał robić jej żadnych wyrzutów z tego powodu, chciał tylko usprawiedliwić się, że powziął dla niej uczucie na podstawie wdzięczności, do jakiej czuł się obowiązanym, gdy jednak teraz przekonał się, że nie ma dla niej żadnych obowiązków wdzięczności, tym smym i ona do miłości jego nie może rościć sobie żadnego prawa. Układał sobie przez drogę całą tę obronę swego postępowania, przygotował nawet replikę na możliwe zarzuty, bo wiedział, że wdówka nie zgodzi się tak łatwo na zerwanie, był przygotowany na spazmy, płacze, do których skłonną była. Miał próbkę tego dziś rano przy pożegnaniu, jak się zanosiła od płaczu, wieszała na jego szyi, choć się tylko na parę tygodni rozstawać mieli. Teraz czekały go stokroć gorsze sceny.Dałby wiele za to, aby mógł uniknąć tego ostatniego spotkania, ale konieczność, sumienie nakazywały mu iść tam. Chciał skończyć godziwie z jedną, aby z czystem sumieniem mógł stanąć przed drugą, która miała stokroć większe prawa do jego miłości i wypowiedzieć jej uczucia swoje.
Z pewnem więc zakłopotaniem zbliżał się do
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/154
Ta strona została przepisana.