mienny, na którym stali w gromadce młodzi ludzie.
— No, siadajmy! — — rzekł Edward.
— Jedźcie wy, ja idę do domu — odezwał się Julek.
— Ależ nie bądźże dziwakiem! siadaj i jedź z nami.
— Kiedy razem, to razem; nie psuj nam kompanii.
— No siadaj — rzekł któryś, biorąc go pod rękę,
— Bo inaczej gotowiśmy pomyśleć, że ci twoja konsyliarzowa zakazała.
Głośnym śmiechem przyjęto tę uwagę,
— Chce jej dochować nieposzlakowanej wierności.
— To głupstwo robi, bo ona mniej skrupulatna na tym punkcie.
— Podobno już nawet postarała się o następcę, Julka widocznie drażniły te uśmiechy i rozmowy, bo chcąc im koniec położyć, zawołał niecierpliwie:
— No, mamy jechać, to wsiadajmy.
— Więc jedziesz?
— Cóż mam z wami robić?
— Brawo Julek!
— Zobaczysz, że nie pożałujesz — rzekł Edward, siedzący już w dorożce — siadaj tu przy mnie, będę twoim aniołem opiekuńczym.
— Więcej mi przypominasz Mefista — ode-
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/170
Ta strona została przepisana.