Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/176

Ta strona została przepisana.

wstępu dla nas wszystkich — rzekł Edward, podając banknot dziesięcioreńskowy.
— O! Panie Dobrodzieju, nic pilnego...zresztą nie mam wydać.
— Mniejsza o tę drobnostkę. A potem poślesz pan po wino i po szampana na nasz rachunek, jak kiedyś.
— Ależ Panie Dobrodzieju.
— Musimy przecież oblać nasz debiut w pańskim salonie.
— Doprawdy nie wiem, czy będę mógł panom zrobić to ustępstwo. Nasze panie są drażliwe na tym punkcie. Ostatnim razem kitka się obraziło, że pozwoliłem je częstować w imieniu panów. Uważały sobie za ubliżenie przyjmować traktament od osób mniej znanych.
— Jeżeli o to idzie, to możesz pan częstować je pod własną firmą, żeby sobie te panie nie robiły skrupułu. Trzeba przecież czemś podniecić humorki i ożywić zabawę. No panowie! proszę za mną. Bez szczegółowego przedstawienia sądzę obejdzie się?
— Najzupełniej. Osoby panów są najlepszą rekomendacyą. Zresztą Pan Dobrodziej to już znany dobrze, a i pan zdaje mi się — rzekł, zwracając się do Bolesława — to wystarcza. Służę panom.
Otworzył na oścież drzwi i wprowadził z ostentacyą gości do salonu, gdzie właśnie ukończył się taniec, i tancerki, z zarumienionemi od