bo była starszą od niego. Taką miałam ochotę zapytać go o nią, o rodziców, czy żyją?
— Niech mama tego nie robi — rzekła córka, biorąc żywo matkę za rękę,aby ją powstrzymać. Kto wie, czyby mu to było przyjemne takie przypomnienie. My teraz jesteśmy w innem położeniu. Oni obywatele wiejscy, a my pracować musimy. Możeby się nie chcieli przyznać do naszej znajomości.
— To też ja nie myślę przypominać mu się, broń Boże; ale tak, w rozmowie, przy sposobności radabym się coś o nich dowiedzieć. Przecież to byli najbliżsi nasi znajomi. Z matką chodziłyśmy razem na pensyą, mężowie byli ze sobą w przyjaźni, wyście, będąc dziećmi, bawili się Ze sobą... Mój Boże, inne to były czasy!
— Mamo, czyż nam teraz tak źle? — spytała córka z łagodnym wyrzutem.
— Dzięki Bogu, nie możemy się teraz skarżyć; ale ile to trzeba było przecierpieć, zanim wydobyliśmy się! — tych kłopotów, w jakich nas Zostawiła nagła śmierć twego ojca! ile ty, biedaczko, musiałaś napracować się, naślęczeć po nocach razem z siostrami!
— Dajmy temu pokój mamuniu — rzekła córka — bo gdyby nas kto podsłuchał, śmiałby. się, że się takie mi myślami zajmujemy na zabawie tańcującej. Tu trzeba być wesołą — dodała uśmiechając się, aby rozweselić matkę i pocałowała ją z uczuciem w rękę.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/189
Ta strona została przepisana.