Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/196

Ta strona została przepisana.

przez to. Traktuje ją tak, jakby miał zamiar starać się o nią.
— A jeśli on myśli o tem?
— Jakto? żenić się?
— A choćby.
— Z krawcówną? E, idźcie! taki głupi przecież nie jest.
— Rzeczywiście Julek nie był takim głupim, bo lnu to ani przez myśl nie przeszło. Podobała mu się panna i szedł za popędem swego upodobania, nie troszcząc się o następstwa. Więcej jeszcze podobało mu się to, że ona się nim tak zajęła, i obiecywał sobie z tej znajomości wiele chwil przyjemnych. Uśmiechała mu się ta myśl, że w towarzystwie tak uroczej piękności mógł przepędzić niejeden wieczór i przemyśliwał zawczasu nad tem, w jaki sposób podtrzymać dalej tę znajomość. Przedewszystkiem nie odstępował swej zdobyczy na krok, z obawy, aby mu jej kto inny nie porwał; rozmawiał z nią ciągle półgłosem, nachylony ku niej, raz dlatego, żeby mama, siedząca obok kamieniem, nie mogła kontrolować zbytecznie słów jego, a więcej jeszcze dla pochwalenia się przed innymi, na jak poufałej jest z nią stopie. Bawił się przytem jej wachlarzem, podjął z ziemi kwiatek, który wypadł jej z włosów i zatknął go sobie ostentacyjnie w dziurce od surduta, słowem, zajmował się nią tak, że to zwróciło uwagę wszystkich. Parmy zaczęły sobie szeptać różne złośliwe uwagi o tem,