Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/201

Ta strona została przepisana.
II.
Ciepłe gniazdeczko.

— Siódma godzina, to jeszcze zawcześnie mówił sobie Juliusz, spoglądając na zegarek, i położył się napowrót na sofie, na której od godziny oddawał się przyjemnym marzeniom, oczekując chwili, gdy będzie mógł iść z pierwszą wizytą do panny Waleryi. Jak wieczorem, to wieczorem, im później, tem lepiej, tłumaczył sobie i, aby mu prędzej zeszły chwile oczekiwania, uczynił sobie z założonych rąk węzgłowie, przymknął oczy i zapuścił się znowu w rozkoszne myśli o tych przyjemnościach, które czekały go przy pierwszej wizycie. Gdyby panna Walerya była hrabianką, baronówną, szlachcianką, a przynajmniej córką jakiego prezesa sądu lub bogatego bankiera, możeby Juliusz, wybierając się do niej, pomyślał o staranniejszej tualecie, o uporządkowaniu swoich bujnych włosów, wymuskaniu wąsika, a nawet o zaperfumowaniu się jakąś modną wonią; ale dla krawcowej podobne przygotowania wydały lnu się zbytecznemi. Był przekonany, że i bez tego podoba się pannie i będzie jak najlepiej przyjęty, że będą uszczęśliwione wizytą takiego gościa, i naprzód układał już sobie cały programat przyjęcia, do którego wchodziły tylko trzy osoby: on, panna i matka.