Matka zajmowała w tym programacie stanowisko bardzo podrzędne; pojawić się tylko miała dla formy, aby przyjąć gościa, zagadać kilka słów, a potem usunąć się dyskretnie, albo też drzemać gdzie na boku, zostawiając młodym zupełną swobodę. Upajał się myślą o tem słodkiem sam na sam z piękną panną w cichym pokoiku przy mdłem świetle lampy; widział już fiołkowe oczy, zwrócone na niego z miłością; czuł uściski ciepłe jej delikatnej ręki; posunął się nawet dalej w swoich marzeniach, bo wyobrażał sobie jej główkę, spoczywającą na jego piersi i swoje usta, spoczywające na jej pachnących włosach.
Wszystko to w marzeniach wydawało mu się tak łatwem, nie przewidywał żadnego powodu, dla którego miałaby nie zgodzić się na to, skoro na zabawie u Skoczkowskiego okazywała mu tyle sympatyi. Według pojęć, jakie miał o pannach z tej sfery, nie widział w tem nic nadzwyczajnego, niepodobnego; a jeżeli doznawał chwilowo niepokoju, to jedynie z niecierpliwości, że skazówka na zegarku wlecze się tak powoli, a on nie umiał i nie lubił czekać. Co chwila zaglądał na zegarek, liczył minuty, sekundy.Wreszcie, gdy już minęły trzy kwandranse na ósmą, wstał, odszukał między papierami zaproszenie na bal, które miało mu otworzyć wstęp do tego raju, co się nazywał Waleryą i zabierał się do wyjścia. Właśnie miał kłaść kapelusz, gdy do mieszkania wpadł Bolesław.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/202
Ta strona została przepisana.