piekło chleb świeży. Ale mnie się widzi, że jest trochę pośladu w spiżarni.
Spiżarnia była w sionce, z której był także wchód do pokoiku pana Kazimierza, mógł więc dokładnie słyszeć, jak kucharka otwierała kłódkę, a panna tymczasem interpelowała ją o różne nowiny gospodarskie: ile kur siedzi teraz na jajach, czy krasula już się ocieliła, czy Magdusia Kajtusianka wyszła za mąż — i o inne tym podobne rzeczy, a w końcu zapytała przyciszonym nieco głosem:
— A któż teraz mieszka tu w oficynie?
— Profesór, panienko, co go przyjeli do naszego Adasieczka.
— Musi być jakiś stary mantyka — rzekła panienka i zachichotała po cichu.
— E! zkądże to panience do głowy przyszło?
— Bo, żeby był młody, toby go przecież wzięła ciekawość wyjść i zobaczyć jak wyglądam.
— No, że on nie ciekaw; I to nie ciekawy.Taki zawsze nadęty, jak nasz i idyk nieprzymierzając, chodzi, jakby ludzi nie widział, ani słówkiem nie zagada, ale co do starości, to mu daleko.
Kazimierz nie życzył sobie wcale słyszeć więcej o sobie i chrząknął mocno dla zaanonsowania swojej blizkości, W jednej chwili w spiżarni zrobiło się cicho, słychać było tylko stłumione szepty i ciche chichotanie, a potem coś
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/21
Ta strona została przepisana.