w dzień Matki Boskiej. Rodzina panny Waleryi była wyłącznym przedmiotem jego myśli. Zastanawiał go szczególniej Roman: nie mógł sobie wytłumaczyć, co mogło tego paniczyka delikatnego popchnąć do tak ciężkiej pracy, do ożenienia się z krawczynią, do przerzucenia się w całkiem inną sferę, w inne stosunki. Wprawdzie nie miał on majątku żadnego, rodzice odumarli go wcześnie; ale miał bogatych krewnych, należących do wyższych sfer towarzyskich, u których się on wychował, i którzy zajmowali się jego wykształceniem. W szkołach przyjaźnił się tylko z arystokratyczną młodzieżą, patrząc z pogardą i lekceważeniem na niższych od siebie.Jakaż katastrofa mogła go nagle wyrzucić na odwrotny biegun i zmienić tak nie dopoznania? Trudno to było wytłumaczyć miłością, bo żona jego nie wydawała się Julianowi ani tak piękną, ani tak sprytną, aby dla niej mógł zrobić takie salto mortale. Zresztą gdzież miał sposobność zbliżyć się do niej, poznać, rozmiłować się do tego stopnia, że dla niej zaparł się swoich przyzwyczajeń, stosunków, całej przeszłości swojej? Wydawało mu się to wszystko zagadką, nad której rozwiązaniem napróżno sobie łamał głowę.
Zagadka jednak rozwiązała się o wiele wcześniej, niż sądził, bo zaraz na drugi dzień rano zjawił się niespodziewanie Roman w jego mieszkaniu. Nie byłby go może poznał, bo był teraz umyty i starannie ubrany, gdyby nie te jego
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/220
Ta strona została przepisana.