oświadczyła, że się na nią nie gniewa, że jéj zapomni to chwilowe uniesienie. Panna Walerya zadość uczyniła jéj żądaniu, odpowiadając na gorące oznaki życzliwości chłodną uprzejmością, i znalazła się w całéj téj sprawie z taką godnością, taktem i umiarkowaniem, że — jak się wyraziły panie, będące świadkami téj sceny — najdystyngowańsza dama z towarzystwa mogłaby jéj pozazdrościć. I tę pochwałę przyjęła panna Walerya z pobłażliwym uśmiechem i zachowała dyskretne milczenie. Gdy po wyjściu doktorowéj zaczęto roztrząsać jéj wady i grzeszki, udała, że nie słyszy tego, zajęta swoją robotą, a gdy jedna z pań wprost do niéj się zwróciła z uwagą, że nie powinna przyjmować w swoim magazynie kobiety z taką reputacyą, odrzekła skromnie, że nie do niéj należy wydawać sąd o moralności swoich klientek. Odpowiedź ta zamknęła usta wszystkim, bo niejedna z pań uważała ją, jako delikatny przytyk do siebie, choć prawdopodobnie nie była daną z tą intencyą. Ale widocznie między obecnemi były takie, które mogły to wziąć za przymówkę do siebie, choć się obrażać o nią nie mogły, bo była zrobiona w formie takiéj, że więcéj wyglądała na obronę, niż na potępienie. Bądź-co-bądź, odezwanie się Waleryi miało ten skutek, że o doktorowéj mówić przestano.
Na drugi dzień zjawiła się ona z elegancką bombonierką, napełnioną cukierkami, które przy-
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/253
Ta strona została przepisana.