w kwestyi tej zachowywał stanowisko niezdecydowane, wahał się, co mu zrobić wypadało; to teraz z całą stanowczością wystąpił w obronie Waleryi — szlachetna strona jego serca oświadczyła się za pokrzywdzoną. Spojrzał na Bolesława ostro, poważnie i spytał:
Czy to twoja propozycya, czy komitetu?
No, niby komitet nie uchwalił jej, bo było wiele głosów przeciwnych; ale kilku osądziło, że to jedyny punkt wyjścia, a ja, jako przyjaciel, radzę ci.
— Więc powiedz tym kilku, że jeżeliby który z nich odważył się zrobić to, co mi proponowałeś przed chwilą, będę to uważał za osobistą obrazę i pociągnę go do odpowiedzialności, choćby to był nawet taki przyjaciel, jak ty — dodał z ironią.
— Pi, pi! jak widzę, toś się ty grubo zaawanturował z tą szwaczką.
— Zakazuję ci mówić o niej w ten sposób!
— No, przecież hrabiną jej nie nazwę, bo nią nie jest. A jeżeli ty sam uważasz za ubliżenie nazywać ją tém, czém jest, to dajesz najlepszy dowód, że podzielasz nasz pogląd na tę sprawę
— Bolku nie drażnij mnie, bo zapomnę, że jesteś moim gościem — zawołał z irytacyą Juliusz, zrywając się ze stołka.
— Ha, ha! ukłółem cię w drażliwe miejsce, Uczułeś słuszność moich uwag — rzekł drwiąco
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/259
Ta strona została przepisana.