Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/262

Ta strona została skorygowana.
256
PANNA WALERYA.

kanaścłe panien do roboty, bo moje jejmoście nie mogły sobie dać rady z obstalunkami, a że nie miano ich gdzie pomieścić, więc wpakowano i do Mulińskich, i do naszego mieszkania. Dziś rano wróciłem z drogi i, powiadam ci, nie poznałem się u siebie, tak mi wszystko do góry nogami poprzewracały, tak roztasowały się wszędzie; gdzie spojrzéć, to tiule, aksamity, pudełka ze wstążkami, pudełka z kwiatami, że kącika dla siebie nie miałem. Rad nie rad, musiałem emigrować z własnego domu, a że knajpy nie cierpię, więc odważyłem się szukać u ciebie schronienia. Wszak nie gniewasz się? co? Może masz jakie pilne zajęcie?
— Broń Boże, wybierałem się właśnie do ciebie.
— A, to byłbyś ładnie trafił. Wiesz co — mówił daléj, rozsiadając się z całą swobodą w fotelu — nigdy nie miałem pojęcia, ile te kobiety zachodu mają i kłopotów z temi balami. Gdybyśmy tak musieli robić tyle przygotowań, to chybaby nigdy balów nie było, a ich nietylko to nie odstrasza, ale dodaje więcéj jeszcze ochoty. Naprzykład, taka Mulińska i Walerka, pomimo, że mają tyle roboty dla drugich, iż zdawałoby się, że im się odechce myśléć o własnéj tualecie; gdzie tam! myślą o tém z największą przyjemnością. Dziś rano, kiedym wracał z kolei, była już trzecia. Patrzę, a w magazynie jeszcze się świeci. Zajrzałem tam po drodze, ciekawy,