Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/27

Ta strona została przepisana.

wśród tego towarzystwa czuli się obcymi, rozmowa wydawała im się płaską, śmiech pustym.
Następnego dnia, gdy się zeszli w altanie, wyraźniej nieco objawili swój sąd o jarmarcznym bohaterze, jak Jadwiga z przekąsem nazwała Bolesława i o śmiejącej się wiecznie Zosi. Przy tej sposobności Kazimierz wyspowiadał się, że wczoraj, siedząc jak na torturach cały wieczór, myślał przez chwilę, jakie to okropne musiałoby być jego życie, gdyby go tak los przykuł do istoty bezmyślnej, prozaicznej, któraby nie umiała odgadnąć jego wyższych pragnień i zrozumieć go należycie. A zakończył swoją spowiedź wyznaniem, że teraz więcej, niż kiedykolwiek czuje, jakie to szczęście posiadać kobietę, która odpowiada potrzebom serca i umysłu.
— Pojmuję pana w zupełności — odezwała się poważnie Jadwiga — bo i ja nie umiałabym, nie mogłabym oddać serca człowiekowi, któryby mi nie imponował wyższością umysłową, któregobym nie mogła zarazem kochać i szanować.Mnie się zdaje, że taki mężczyzna w małżeństwie, to zero przed jednością, które wartość jedności nie podnosi, ale obniża.
— Jak znowu mnie się zdaje, że żona bez wykształcenia to kula uwiązana u nogi męża, która mu cięży w życiu i tamuje polot jego myśli.
Rozmowy takie, bo nieraz przedtem w podobny sposób czynili sobie wyznanie, utwierdzały