szczęśliwa tam jest jeszcze, musimy dowiedzieć się o niéj».
List ten odczytał Juliusz pobieżnie, w roztargnieniu, nie wiele interesując się jego treścią, jakąś panią Dulską. Nazwisko to słyszał nieraz, powtarzane w domu; przypomniał sobie, jak przez sen niewyraźnie, że jakaś pani tego nazwiska sąsiadowała z jego rodzicami, że z jej córeczkami bawił się nieraz, będąc małym chłopcem; ale co go to teraz mogło obchodzić, gdy miał myśl zajętą czem innem, Im bliżej było balu, tembardziej był niespokojny. A nuż — myślał sobie — znajdzie się który taki, co zechce sprzeciwić się wpuszczeniu na salę balową? Wy dawało mu się to prawie niepodobnem, a jednak możliwem. Dla zażegnania podobnej burzy, należało mu być wcześnie na sali i czuwać, nie dopuścić do katastrofy. Zajęty takiemi myślami, wrzucił list matki między papiery na biórku, ubrał się coprędzéj i pojechał na bal, może na pół godziny przed jego zaczęciem.
W czasie, kiedy Juliusz z bijącem sercem, z niepokojem, wyczekiwał przy drzwiach sali balowej na przybycie Waleryi, ona, nieświadoma niebezpieczeństwa, które jej zagrażało, nie przypuszczając ani na chwilę nawet możliwości jakiejkolwiek przeszkody, najspokojniej zajmowała się ubieraniem, w czem jej pomagały siostry i panny, pracując w jej zakładzie, oraz blizkie znajome, które zeszły się, aby zobaczyć, jak będzie ubraną.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/272
Ta strona została przepisana.