Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/279

Ta strona została przepisana.

vis, o czem zupełnie zapomniał, zająwszy się Waleryą.
— No, cóż? znalazłeś pan? — spytała, gdy, wróciwszy, podawał jej ramię.
— Na szczęście, chwyciłem jakiegoś faceta który także szukał sobie vis-á-vis.
— Nieznajomy?
— Wiem, że z piątego roku medycyny, ale jak się nazywa, zapomniałem.
— Proszę stawać! — — zawołał olbrzymim głosem, prowadzący tańce.
Wnet środkiem sali, wśród zbitego tłumu utworzyła się rozpadlina, próżnia, umajona po brzegach różnobarwnemi sukniami i czarnymi frakami na przemiany. Juliusz znalazł się naprzeciw owego medyka z piątego roku, z krótko przystrzyżoną brodą i gęstemi włosami, które, jak lwia grzywa, spadały mu na kołnierz. Trzymał pod ręka jakąś damę. w błękitnej sukni, na którą Juliusz wcale nie uważał, zajęty wyłącznie swoją tancerką.
— A, to moja dobra znajoma — rzekła Walerya ucieszona, patrząc na damę vis-a-vis, i ukłoniła się — uprzejmie, czego jednak owa dama nie zauważyła, prawdopodobnie dla krótkiego wzroku.
— Tak? znajoma pani? — spytał Juliusz, nie Patrząc na vis-á-vis — Któż to taki?
— Doktorowa N.
— O! ona? — rzekł, krzywiąc się. — Przy-