mówiła, siadając pod lustrem i chłodząc się silnie wachlarzem to skandal, puszczać podobne kobiety na bal.
— Co się stało doktorowej? — spytała Walerya Juliusza, nie domyślając się wcale powodu odejścia; ale on zrozumiał to odrazu. — Widział, że stało się to, czego się obawiał; ale nie przypuszczał nigdy, że doktorowa odważy się na coś podobnego, kobieta, którą cenił tak nizko! Krew zakipiała w nim z oburzenia i poszedł prędko do niej.
— Dlaczego pani nie tańczysz? — spytał przyciszonym, ale ostrym głosem, przeszywając ją surowem, i groźnem spojrzeniem.
— Bo nie chcę i nie mam powodu tłumaczyć się przed panem, jeżeli sam nie zrozumiałeś tego.
— Pani musisz tańczyć — nalegał gwałtownie i gorączkowo.
— Kto mnie może zmusić? — spytała, mierząc go chłodnem, śmiałem spojrzeniem.
— Ja. Radzę pani nie wywoływać skandalu, bo ten skandal tylko panią okryje niesławą.
— O! nie wiedziałam, żeś pan zeszedł na obrońcę szwaczek — rzekła z drwiącym uśmiechem.
— Jestem obrońcą każdej uczciwej kobiety, która zasługuje na szacunek.
— Winszuję, ale nie zazdroszczę panu tej roli, w jakiej dzisiaj występujesz. Powinieneś pan był
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/283
Ta strona została przepisana.