Była tak ucieszona jego powrotem, który ją wybawiał z niemiłego położenia, że nie spostrzegła wcale bladości i pomieszania na jego twarzy.
— No, cóż tam się stało? — spytała zainteresowana.
— Służę pani, odprowadzę panią do garderoby — rzekł zmienionym głosem, siląc się na spokój, choć drzał cały z oburzenia i irytacyi.
— Do garderoby? dlaczego? Czy doktorowa nie wróci więcej?
— Nie.
— Z jakiegoż powodu? — Zasłabła nagle.
Jakby umyślnie, dla zaprzeczenia jego słowom, doktorowa, wsparta na ramieniu męża, przeszła niedaleko od nich, spoglądając z tryumfem i urąganiem w stronę, gdzie stała para zakłopotana, wystawiona na złośliwe uwagi, szepty i dwuznaczne spojrzenia blizko. Walerya dostrzegła te spojrzenia, te śmiechy i szepty; zobaczyła doktorowę i zaczęła się czegoś niedobrego domyślać. Chwyciła żywo Juliusza za rękę i spytała wpatrując się w niego z niepokojem:
— Dlaczego doktorowa nie chce tańczyć z nami?
Nie miał odwagi powiedzieć jej prawdy, ale milczenie jego, twarz blada i zmieniona, powiedziały jej wszystko, i ból straszny, dotkliwy ścisnął jej serce.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/285
Ta strona została przepisana.