maczyła, że nie wiele z tego zrozumiał. Mówiła mu, że Walercia zasłabła na balu, że musiała z tego powodu opuścić wcześnie salę, że Juliusz okazał dla niej wtedy tyle troskliwości, iż nic dziwnego, że ona jest teraz dla niego taką serdeczną, że ten wypadek zbliżył oboje do siebie.
Romana nie zadawalniały te tłumaczenia; czuł instynktowo, że coś się stało, że coś kryją przed nim chciał koniecznie dowiedzieć się, co właściwie jest powodem tego smutnego, poważnego usposobienia, które nagle zapanowało w domu tak dotąd wesołym i przyjemnym.
Przypadek naprowadził go na ślad tej tajemnicy.
Jednego dnia wsątąpił na szklankę piwa do którejś z piwiarni; usiadłszy sobie na boku,mimowoli słuchać musiał rozmowy, którą jacyś młodzi panowie głośno prowadzili przy drugim stole. Mówiono o balu akademickim,a w czasie tego wspomniano także o w wyproszeniu z sali jakiejś szwaczki, która się tam dostała, niewiadomo w jaki sposób. Coś go tknęło w serce, czy to przypadkiem nie tyczyło się Waleryi.
Przypomniał sobie obawy, jakie miał pod tym względem przed balem, i wydawało mu się to bardzo możebnem. Aż się zagotowało wszystko w nim, gdy pomyślał, że to rzeczywiście Waleryą spotkać mogło. Lekceważący ton, z jakim młodzi panowie mówili o tej całej awanturze, obrażał go do żywego i oburzał, że śmieli w taki sposób wyrażać się o osobie, która mu była tak
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/297
Ta strona została przepisana.