Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/298

Ta strona została przepisana.

blizką i drogą. Idąc za popędem swojej gwałtownej natury, miał ochotę pierwszemu lepszemu, który się jeszcze poważy powiedzieć o niej coś ubliżająco, rozbić o łeb swój kufel z piwem; ale wnet przyszła refleksya: zkąd pewność, że to o niej mówiono? Trzeba było pierwej dowiedzieć się prawdy, a nikt nie mógł mu jej powiedzieć tak dokładnie, jak Juliusz. Do niego więc poszedł co prędzej, powiedział mu wręcz, co słyszał w knajpie, i żądał, aby mu wyznał prawdę, czy się to nie odnosiło przypadkiem do Waleryi.
Juliusz, widząc jego wzburzenie, starał się go przedewszystkiem uspokoić. Nie zaprzeczał, że Walerya doznała w istocie pewnej nieprzyjemności na balu, ale nie w takim stopniu, jak on słyszał, i opowiedział mu całe zajście z doktorową, łagodząc ile możności w opowiadaniu niektóre drażliwsze miejsca. Roman słuchał go z wytężoną uwagą, a na twarzy jego znać było gwałtowne wzruszenie, jakie opowiadanie to w nim budziło; chwytał słowa z przerażającą chciwością, w oczach bystrych przelatywały co chwila błyskawice gniewu i oburzenia, a nozdrza drgały mu namiętnie. Zaledwie Juliusz skończył opowiadać, chwycił go silnie za rękę.
— I cóż? — zapytał — co zrobiłeś za to tamtej nędznicy?
— Jej nic. Cóż miałem zrobić kobiecie? Wyzwałem męża.