Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/299

Ta strona została przepisana.

— Paradnyś sobie! — zawołał z gorzką ironią. — Zrobiłeś tak, jak dawniej robiono u wielkich panów: gdy synek nie chciał się uczyć, albo coś zbroił, to brano niewinnego sługę i ćwiczono rózgami dla dania paniczowi nauczki. Cóż tu mąż winien?
— Ależ na miłość Boską, miał- żem się bić z kobietą?
— Nie, ale ją zbić, za obelgę sto obelg.
— Romanie, gniew cię zaślepia i robi niesprawiedliwym względem mnie. Powiedz sam, czy to możliwe, co ty mówisz?
— Dla ciebie nie, bo ciebie krępują względy światowe, prawidła przyzwoitości; ale ja nie mam takich skrupułów. Między ludźmi, z którymi ja żyję nie ma różnicy płci; tam każdy bierze odpowiedzialność za to, co zrobi, czy to mężczyzna, czy kobieta. Kobieta zawiniła, niech kobieta cierpi. Skoro miała odwagę zelżyć, niech ją znajdzie także do walki.
— Więc cóżbyś ty zrobił był na mojem miejscu?
— Poszedłbym do tej nędznicy i powiedział jej: obraziłaś pani istotę zacną i uczciwą, której nie warta jesteś może w twarz spojrzeć; musisz ją publicznie przeprosić i błagać o przebaczenie.
— A gdyby ci się w twarz roześmiała na taką propozycyą? —
— Wypoliczkowałbym ją wtedy bez litości, aby ją zmusić do tego, a gdyby i to nie pomo-