dzonej przez nią. I ta kobieta, mówią, śmiała potępić kogokolwiek, uważać siebie za lepszą! No, przyznasz, mój kochany, że panna Walerya lepiej nie mogła być pomszczoną
— I ja zgadzam się z panem — odezwał się Roman — że takie publiczne zniesławienie się tej nędznicy większą daje satysfakcyą pokrzywdzonej, niżby to uczynić mogło dziesięć pojedynków.
— No, ale w każdym razie doktór został wyzwany. Mnie przecież nie wypada się cofnąć.
— Daj pokój nieborakowi! on teraz o Bożym świecie nie wie. Cios ten spadł na niego całkiem nieprzygotowanie, bo on nawet nie przypuszczał nigdy tego, o czem wszyscy, prócz niego, na pewno wiedzieli. Uważał ją tylko za lekką, płochą i miał ojcowskie pobłażanie na te słabości; nie sądził nigdy, że może być złą i zepsutą. To też na wiadomość o jej ucieczce, dostał rodzaju ataku apoplektycznego, z którego nie wiem, czy wyjdzie szczęśliwie.
Po takiem wyjaśnieniu, rozumie się, że o pojedynku mowy na razie być nie mogło i całkiem do niego nie przyszło, gdy choroba doktora przeciągnęła się na czas dłuższy. Mimo to, rozpowiadano sobie po mieście, że pojedynek rzeczywiście się odbył, że obaj przeciwnicy w tym celu wyjeżdżali gdzieś na granicę pruską, (co było w samej rzeczy prawdą o tyle, o ile tyczyło się doktora), że doktór został ciężko ranny,
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/303
Ta strona została przepisana.