w ten sposób, nie umiał się wymówić, choć na koniu nigdy w życiu nie siedział. Ale właśnie dla tego, że nie siedział, nie wydawało mu się to tak trudnem. Trzymać się mocno, aby nie spaść, to cała sztuka, do tego potrzeba było tylko śmiałości i odwagi, a on w tej chwili, podrażniony zazdrością, czuł w sobie taki ogromny zapas odwagi, że nietylko na koniu, ale na ognistym smoku byłby był gotów harcować przed panią swego serca i myśli. Bolesław jednak musiał mu z miny wyczytać“ że nie patrzy na dobrego jeźdzca, bo mu zaproponował, aby lepiej siadł na klaczkę siwą, bo kasztan jest za ognisty.
Uwaga taka z ust człowieka, o którego właśnie był zazdrosnym, wydawała mu się ubliżeniem i uraziła jego miłość własną, to też ignorował ją i, przystąpiwszy odważnie do konia, wsadził nogę w strzemię.
— Jakto? z prawej strony? Panie Kazimierzu, co pan robi? — zawołał pan Kajetan.
Ale kandydat filozofii oszołomiony własną odwagą, nie słyszał wcale tego, tylko gramolił się ze wszystkich sił na konia i nie byłby może tak łatwo dokonał tego, gdyby mu Bolek nie był przyszedł z pomocą. Zaledwie jednak usadowił się na siodle, koń, ściągany mocno w pysku, począł się z nim cofać ku parkanowi między pokrzywy, nad któremi wisiała na sznurach bielizna. Napróżno nieszczęśliwy jeździec kopał go
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/32
Ta strona została przepisana.