Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/325

Ta strona została przepisana.

sumy zabrano, i procesuje go o to. Był bowiem jakimś urzędniczkiem przy kasie, za czasów Rzeczypospolitej krakowskiej. Gdy Austryacy zabrali Kraków w roku czterdziestym szóstym, stracił miejsce, jako nie znający języka niemieckiego, i to mu pomieszało umysł; zdaje mu się, że te wszystkie pieniądze, które były w kasie, należały do niego, że mu je zabrano, i ma o to, do nich pretensyę. Dosyć potrącić o ten przedmiot, a będzie niestworzone rzeczy wygadywał.Zaraz się pan przekonasz o tem...
— A cóż tam, panie Ski — rzekł, zwracając się do owego waryata, który właśnie powrócił i wyprostowany, jak żołnierz, stanął przy drzwiach, czekając na rozkazy, — jakże tam z pańskim procesem o te fundusze zabrane?
— A no jeszcze nic, jeszcze nic, panie dyrektorze. Przed rokiem jeszcze poszła apelacya do Pana Boga, i dotąd nie ma żadnej rezolucyi. Darmo, trzeba czekać, bo zanim tam w niebie zweryfikują, skrutynują, to czasu trzeba, bo to i tam panie, teraz na biurokratyzm zachorowano, zanim przejdzie przez wszelkie instancye, to potrwa, panie dobrodzieju, zwłaszcza, że tam teraz okropnie są ostrożni, bo się pokazały w ostatnich czasach różne malwersacye.
— W niebie? e...? co pan gadasz — spytał dyrektor z uśmiechem, wyciągając go tem niby niedowierzaniem na szersze opowiadanie.
— Pan dyrektor nie wierzy? A toż to prze-